czwartek, 28 lipca 2011

Zupa Dahl odrobinę zmodyfikowana

Pierwszy raz ją robiłam, wcześniej jakoś nie było okazji, ale i tak nie mogłam oprzeć się pokusie drobnego jej zmodyfikowania, zwłaszcza że w lodówce samotnie leżała 1 papryka.

Oryginalny przepis pochodzi z puszka.pl

Składniki: dla 2 osób
1 szklanka czerwonej soczewicy
pomidory z puszki (pół puszki)
1 marchewka
1 cebula
troszkę oleju do smażenia
1 łyżeczka imbiru
1 łyżka gorczycy białej (nie ma być mielona!)
pół łyżeczki kurkumy
1 łyżka kminku rzymskiego (kuminu) lub normalnego (indyjskiego), jeśli ktoś ma problem z kupieniem
1 łyżka sosu sojowego

Przygotowanie: 15-30 min.
Kroimy w kosteczkę marchew i gotujemy razem z soczewicą w 2 szklankach wody, dolewając w miarę konieczności. Soczewica czerwona gotuje się bardzo szybko, ok. 20 minut, im bardziej przypomina pastę tym lepiej, gdyż zupa dahl ma być strasznie gęsta.

Smażymy w tym samym czasie cebulkę (posiekaną drobno) na złocisty kolor. Dodajemy do niej imbir, gorczycę, kurkumę, kminek. Mieszamy razem z cebulką na patelni i następnie dodajemy do gotującej się soczewicy. Mieszamy wszystko w garnku i dodajemy pół puszki pomidorów, sos sojowy ... Gęsta zupa gotowa ;D


To, co usmażyliśmy na patelni dodajemy po 20 minutach, jak już soczewica i marchew się ugotowały. Później wszystko razem możemy z minutkę potrzymać na małym ogniu, ale nie dłużej.



Jakoś tak mam, że niektóre rzeczy robię dokładnie odwrotnie i tak było z tą zupą. Najpierw warzywa surowe, zaczynając od cebuli podsmażyłam (dodałam kawałek pora i paprykę - wszystko pokrojone w kostkę), potem zalałam to wodą, dodałam soczewicy. Po ok. 20 min zupa mocno zgęstniała, wtedy wlałam puszkę pomidorów (wygodniej mieć pokrojone - ja musiałam moje kroić). Na koniec całość podlałam połową puszki mleka kokosowego i doprawiłam do smaku czosnkiem, kurkumą, kminem, czarną gorczycą, odrobiną pieprzu i własnoręcznie przygotowaną masalą. Nie dodawałam sosu sojowego, bo takiego nie miałam. Zupa wyszła gęsta słodko-pikantna.

piątek, 8 lipca 2011

Danie inspirowane potrawą z baru spagetti - zapiekanką ryżową z sosem bolońskim

Przechodząc obok jednego z poznańskich barów spagetti, zwróciłam uwagę na menu. Przypomniała mi się potrawa którą jadałam, jeszcze nie będąc wegetarianką, więc w drodze do domu w myślach układałam już listę składników, próbując z pamięci odtworzyć ową zapiekankę. Oto owe "cudo" :P



Składniki:
ryż basmati - 1 woreczek starcza na dwie porcje (głodny chłopak zje całość na raz :) )
sos boloński - przygotowanie niżej
kukurydza
papryka
groszek z puszki lub świeży
zioła (dowolne) u mnie prowansalskie
do posypania sezam podprażony i płatki drożdżowe nieaktywne (podobno jestem od nich uzależniona :P to prawda, ale co zrobić, kiedy smakują lepiej od parmezanu)


Przygotowanie:
1. Ugotować wybrany ryż wg przepisu na opakowaniu.
2. Sos - miałam gotową resztę sosu bolońskiego z dnia poprzedniego (Przygotowany banalnie prosto: podsmażona cebula+czosnek+woda+granulat sojowy+koncentrat pomidorowy+zioła prowansalskie). Do bazy dodałam świeżego ugotowanego chwilę wcześniej groszku (na rynku uśmiechał się do mnie młody w strączkach, to go przygarnęłam), kukurydzy i podsmażonej na patelni papryki, tu zielonej. Proporcje tak na oko. Całość wymieszać, spróbować - dodać przypraw wg uznania.
3. Na talerz wyłożyć pół woreczka ryżu ciepłego - jeśli nie to podgrzać na parze/w piekarniku/mikrofalówce/czy w jakiś inny sposób (2 pół na później lub dla 2 osoby), polać sosem i jeść :)


Uwagi: Tak wiem, wyszła wariacja na temat zapiekanki z baru, ale tak z założenia miało być. Tamta składała się z ryżu zapieczonego w mikrofalówce z ananasem i żółtym serem, polanej wybranym sosem do spagetti: bolońskim, con piselli (z groszkiem) czy pieczarkowym. Pamiętam, że zawsze jadałam mieszaną wersję bolońską z groszkiem :)


Smacznego :)

sobota, 25 czerwca 2011

Weekendowo: galaretka i koktajl

W soboty i niedziele lubię jeść to, czego w dni powszednie nie mam czasu/nie chce mi się zrobić. Zazwyczaj wtedy (o ile dysponuje się sprawnym piekarnikiem) słyszę od rodzinki, że robię naprawdę pyszne posiłki, po zdziwieniu się naturalnie, że nie ma tam nic mięsno/mleczno/jajecznego.

Na sobotnie drugie śniadanie zwykle pijam koktajl owocowy z akurat dostępnych owoców (co najczęściej oznacza owoce leżące w kuchni - żeby było szybciej).
Wybrane owoce miksuje blenderem, dodaję dowolne mleko roślinne, mieszam i przeważnie dodaję cynamonu ;)

Na zdjęciu przygotowany rano koktajl bananowo truskawkowy z mlekiem sojowym naturalnym i cynamonem. Listek użyty do dekoracji to mięta z mamy ogrodu trochę już podsuszona.



Pomysł na dzisiejszy obiad już jest, ale dopiero przyjedzie razem z mamą z pracy, więc czekając na składniki przygotowałam deser - owocową galaretkę z truskawkami i morelami.

Owoce pokroiłam na mniejsze cząstki, morele dodatkowo obrałam ze skórki. Galaretkę agarową przygotowałam wg opisu na opakowaniu, do smaku wlałam syrop herbapolu owoce leśne, z tym że zmniejszyłam porcję na pół litra wody - akurat starcza to na zalanie 2 przygotowanych salaterek.
Po zagotowaniu galaretki odczekałam pół h i zalałam przygotowane wcześniej owoce, ostygnięte wstawiłam później do lodówki.
Oto efekt końcowy:

niedziela, 19 czerwca 2011

Sałatka ryżowa z orzechami

Robiąc ostatnio z M. zakupy, natknęliśmy się na ciekawy przepis na opakowaniu ryżu brązowego. Oto on:

Składniki

200g ryżu (my użyliśmy czerwonego)
1 puszka brzoskwiń - latem mogą być świeże
100g orzechów nerkowca
100 g orzechów włoskich
150 g rodzynek
100g płatków migdałowych
1/2 świeżego ogórka
1 puszka czerwonej fasoli
1 łyżka czarnych oliwek
2 łyżki oliwy z oliwek
2 łyżki soku z cytryny
różne gatunki sałat - kilka listków
sól, pieprz do smaku


Przygotowanie:
1. Ryż ugotować wg przepisu na opakowaniu.
2. Przygotować sos: oliwę wymieszać z sokiem z cytryny, doprawić do smaku solą i pieprzem i dokładnie wymieszać.
3. Rodzynki zalać wrzącą wodą i odstawić na kilka minut, następnie odsączyć.
4. W misce wymieszać ryż, rodzynki, posiekane orzechy, pokrojone w paski brzoskwinie, drobno pokrojony ogórek, fasolkę i oliwki.
5. Całość polać dressingiem i dokładnie wymieszać.
6. Podawać na liściach sałaty.

Nie posiadaliśmy oliwek, więc w naszej sałatce ich nie ma, płatki migdałowe zastąpiliśmy całymi migdałami, a zwykłą sałatę - rukolą, ale i tak była pyszna, a że wyszło jej dość dużo to mieliśmy na dwa dni śniadań i kolacji.

poniedziałek, 23 maja 2011

Nadziewana papryka

To danie jest także jednym z ulubionych dań mojej mięsożernej mamy, która często kupuje parę papryk - zazwyczaj czerwonych i prosi mnie o zrobienie ich w wersji nadziewanej

Składniki

papryka świeża - kolor i kształt dowolny
olej
nadzienie

Nadzienie można zrobić je wykorzystując resztki z wczorajszego obiadu (ugotowaliśmy sos, który został - co zdarza mi się bardzo często). Wtedy taki sos z warzywami należy zagęścić czymś - kaszą lub ryżem, ja zazwyczaj dodaję ryżu.
Można też zrobić specjalnie nadzienie wykorzystując np. cebulę, marchew, cukinię/bakłażana/pieczarki, zioła wg uznania, dusząc wszystko razem z np. koncentratem pomidorowym. Jeśli sos wyszedł za rzadki, można dla zagęszczenia dodać granulatu sojowego. Wymieszać sos warzywny z ryżem/kaszą, warto dla smaku dodać do nadzienia podprażonej ciemnej gorczycy.


Przygotowanie

Papryki wydrążyć wycinając otwór u góry, wyjąć gniazdo nasienne i opłukać. Tak przygotowane papryki napełnić przygotowanym nadzieniem po sam brzeg.
Przygotować naczynie żaroodporne/blachę posmarować spód olejem, i postawić pionowo nadziane papryki, posmarowane olejem.
Wstawić do nagrzanego piekarnika na ok. 180 stopni C. Piec do momentu aż wierzch się zbrązowi (papryki się podpieką i będą miękkie). Można nastawić minutnik na 20 min, po czym sprawdzić jak papryki wyglądają, czy nie są za bardzo przypieczone, w razie potrzeby czas pieczenia można wydłużyć.



Można jeść samodzielnie, lub np. tak jak na zdjęciu z resztą nadzienia ;) Odgrzewane następnego dnia smakują tak samo dobrze. Smacznego!

wtorek, 10 maja 2011

...I po świętach - wszystkich...

Miałam tego posta wstawić wcześniej, ale natłok zajęć - gotowanie w dużej ilości w długi weekend opóźniły w czasie wstawienie...

Święta minęły nam spokojnie - udało mi się stworzyć odrębną wegańską święconkę dla mnie i mojego M - były: parówka sojowa, szynka, salami, sól + pieprz, 2 babeczki waniliowa i kakaowa, pomidor i pomarańcz.

W Wielką Sobotę po powrocie ze święconki ugotowaliśmy razem żur na zakwasie, który przygotowywałam już od ponad tygodnia wcześniej. Zaczyn na zakwas zdobyliśmy dzięki uprzejmości znajomego Janusza, który takowy wytwarza na co dzień. Zakwas powstał z mąki razowej pełnoziarnistej z dodaniem czosnku, ziela angielskiego i liści laurowych.

Przygotowanie:

1) Dowolną ilość ziemniaków obrać, przekroić na pół i dla wygody ugotować w tym samym garnku w którym ma być gotowana zupa.
2) Na patelni podsmażyć pokrojoną w pióra cebulę [ilość zależy od ilości innych składników lub preferencji smakowych] - można przesypać solą, by puściła smak. Dodać do niej pokrojone opakowanie wędzonych parówek sojowych. Całość podsmażać razem mieszając uważać żeby nic się nie przypaliło.
3) Sprawdzić nożem/widelcem czy ziemniaki są już pół miękkie - nie mogą być za miękkie - bo wtedy się w zupie rozpaćkają.
4) Wlać do ziemniaków w wodzie [wody nie wylewać] zakwas i całość zagotować.
5) Dodać podsmażoną cebulkę z kiełbaską do zupy.
6) Doprawić sporą ilością majeranki i ulubionych ziół - np. liść laurowy, ziele angielskie.

Całość powinna trochę się pogotować na małym ogniu. Nam się zupa super udała, zapewne nie jest to nasz ostatni raz z zakwasem i żurkiem, najlepiej smakowała drugiego dnia - w wielkanoc na drugie śniadanie ;)

Ze słodkości z kolei upiekłam wegański sernik, który był kompilacją różnych przepisów - spód ciasta był wersją marmurkową z pozostałości ciasta jasnego i ciemnego na muffiny. Przepis pochodzi z książki Isy Chandry Moskowitz i Tery Hope Romero "Vegan Cupcakes" zamieszczany na wielu blogach m.in. ilovetofu: ciasto ciemne http://ilovetofu-cb.blogspot.com/2009/10/muffiny-cd.html

ciasto jasne http://ilovetofu-cb.blogspot.com/2009/09/fabryka-muffinek.html

moje jasne jako bonus miały aromat pomarańczowy i startą pomarańczową skórkę.

Góra także pochodziła ze strony ilovetofu http://ilovetofu-cb.blogspot.com/2010/12/czterowarstwowy-sernik-pieczony.html

Najpierw upiekłam w okrągłej silikonowej formie (świąteczny prezent od Mamy) marmurkowy babeczkowy spód, po czym rozsmarowałam na nim krem tofu. Sernik podpiekłam trochę w piekarniku - jakieś 20 minut tam był i po wyjęciu posypałam go kakao, tak dla równowagi słodyczy.





Więcej potraw nie gotowaliśmy - bowiem ucztowaliśmy w restauracji do wieczora na imprezie rocznicowej moich rodziców - mieliśmy odrębnie przygotowane wegańskie menu zapisane w umowie: bulion warzywny, gołąbki z ryżem, cukinią i papryką a na deser pieczone jabłko z żurawiną na cieście francuskim. W poniedziałek po obiedzie (zjedzeniu reszty żurku) wróciliśmy do Trójmiasta.


Za to w ostatnią niedzielę Janusz uraczył nas wspaniałymi kotletami z namoczonej surowej zielonej soczewicy. Ślinka cieknie na samo wspomnienie...

poniedziałek, 18 kwietnia 2011

Zamiast drożdżówek bułeczki

czyli rzecz o zapominalstwie i wykorzystaniu resztek...

Będąc 2 tygodnie temu u mojej połówki robiliśmy sobie pizzę, jako że w przepisie wymagane było pół kostki drożdży, to drugie pół mi zostało. Na następny dzień postanowiłam to wykorzystać i zrobić takie idealne wegańskie drożdżówki z marmoladą różaną... Niestety wskutek mojego zapominalstwa - przepatrzyłam czas kiedy miałam lekko podpieczone "drożdżówki" nadziać dżemem, powstały ślimaczkowe duże tzw. mleczne bułeczki ślimakowe.



Składniki:

1/2 kg mąki
drożdże 10 dag - miałam pół opakowania
pół szkl. cukru
szczypta soli
1/2 szkl. oleju
woda - tak trochę do rozpuszczenia drożdży



Docelowo w drożdżówkach miała znaleźć się konfitura różana i czekolada gorzka/polewa wegańska do dekoracji.


Przygotowanie:

W szklance w ciepłej wodzie należy wymieszać drożdże z łyżką cukru (sypię tak na oko) i odstawić w ciepłe miejsce. Po jakimś czasie (10-15 min) zaczyn drożdżowy wlać do miski z przesianą mąką i wymieszać. Do masy dodać cukier, sól i olej. Fajną opcją będzie cukier ciemny muscovado - da on taki fajny karmelowy kolor drożdżówek. Masę ostawić w ciepłe miejsce na jakieś pół h celem wyrośnięcia, po wyrośnięciu ciasto można formować w dowolny kształt - bułeczek/rogalików/drożdżówek. By uzyskać ślimakowe drożdżówki trzeba rozwałkować ciasto do cienkiego rulonu, obsmarować dżemem i zwinąć w ślimaczki, Lub też posmarować na wierzchu po wstępnym podpieczeniu. Piec około 20 min - można sprawdzić patyczkiem czy ciasto jest suche w temperaturze 180 C. Dekorować dowolnie :)



Przyznaję się że właśnie o tym zapomniałam, więc wyszły ślimaczkowe bułeczki, ale zainteresowanym bardzo smakowały - oczywiście posmarowane dżemem :)



Niebawem święta wielkanocne - jestem w fazie przygotowań do świąt - w tym roku będą wegańskie, bo moja połówka przyjeżdża do mnie i moich rodziców. Póki co wiem że będzie żurek na zakwasie, który jest w fazie produkcyjnej, pasztet i jakiś tofurnik... Bez szaleństw, w końcu to tylko i aż 2 dni - w tym w 1 dniu śniadanie.

poniedziałek, 7 marca 2011

Śniadanie na szybko kiedy człowiek głodny

Wczoraj na obiad miałam pęczak z tofu, cukinią i szpinakiem, ale zanim zdążyłam zrobić zdjęcia - obiad znikł, taki był pyszny. Następnym razem jak będę znów robić to wstawię przepis i zdjęcie...

Za to dziś zostało mi jeszcze trochę kaszy, więc postanowiłam ją wykorzystać. Na patelni na łyżce oliwy podsmażyłam tofu, po chwili dodałam do tego pomidora i smażyłam do momentu aż zmięknie. Całość wymieszałam z pęczakiem, tak by się podgrzał. Na koniec doprawiłam do smaku solą, pieprzem i ziołami prowansalskimi. Danie zjadłam ze smakiem z 2 kromkami chleba podgrzanymi na tosterze i zieloną herbatą.


Składniki:
pół kostki wędzonego tofu pokrojonego w kostkę
średni pomidor pokrojony w kostkę
pęczak - dowolna ilość
sól pieprz
zioła prowansalskie
oliwa z oliwek/olej rzepakowy


Smacznego!

środa, 23 lutego 2011

W tęsknocie za latem moja ulubiona wersja gazpacho

Jest taka zupa, która przyrządzana nawet zimą przenosi mnie w marzeniach ku latu. Tą zupą jest gazpacho. Oczywiście jest to taka moja wariacja na ten temat. Zaglądając bowiem do pierwszej z brzegu książki kucharskiej dowiemy się, że gazpacho to "klasyczna hiszpańska potrawa - aromatyczny i pikantny chłodnik z pomidorów, papryki i ogórków". Raz zrobiłam ją jak podają oryginalne przepisy, ale zdecydowanie wolę ją w "mojej wersji". Generalnie moja wersja polega na tym, że zupę gotuję jak każdą inną, tyle że po przestygnięciu miksuję na krem. Czasem nawet miksuję jeszcze ciepłą, bo nie mogę się doczekać.


"Gazpacho"

Składniki:
włoszczyzna: 2 marchewki, 1 pietruszka, kawałek selera, por - pokrojone w kostkę, na kawałki - jak kto woli
2-3 papryki czerwone + 1 zielona (opcjonalnie) - ilość zależy od wielkości papryk
1 zielony ogórek
1 cebula
latem około pół kg pomidorów - mój faworyt lima, w pozostałym okresie pomidory w puszce
2 ząbki czosnku
olej słonecznikowy
sól, pieprz
przyprawy: zioła prowansalskie (wg uznania)
woda

Przygotowanie:
Do dużego garnka wlać odrobinę oleju i na gorący olej wrzucić pokrojoną w kostkę cebulę, dodać szczyptę soli, po zeszkleniu dodać włoszczyznę i parę minut smażyć, dodać papryki, przykryć pokrywką i czekać aż do momentu, kiedy warzywa zaczną być miękkie. Zalać warzywa wodą - ja to robię tak na oko - w zależności od ilości spodziewanych na obiedzie osób, no i użytego garnka. Gotować całość na średnim ogniu, dodać pomidory (tych z puszki nie trzeba kroić, surowe można poprzekrawać na mniejsze kawałki). Pod koniec gotowania dodać starty czosnek i pokrojonego ogórka. Przyprawić do smaku ziołami, ewentualnie solą i pieprzem.
Zmiksować na krem jak trochę ostygnie. Niestety wiąże się to z czekaniem, na co nie zawsze mam chęć, ale warto poczekać. Zupa jest bowiem pyszna... Jako dodatek jak ktoś woli można ugotować dowolny makaron, ryż, lub zjeść samą zupę. Warto ją też posypać pietruszką lub drożdżami nieaktywnymi (lub serem jak kto woli, choć wg mnie lepiej smakuje z drożdżami, ale to subiektywna opinia).


poniedziałek, 14 lutego 2011

Śniadaniowa pasta z soczewicy i słonecznika na powrót

Miałam dość ciężki okres w swoim życiu, dużo rzeczy się działo ale już wychodzę na prostą, więc wracam m.in. do pisania bloga :)

Najważniejszym posiłkiem dnia dla mnie są śniadania. To one dostarczają energii na cały dzień pracy/nauki/studiów - czy jakichkolwiek innych wyznaczonych na ten dzień zadań. Bez dobrego śniadania nie wychodzę z domu, nawet jeśli przez to muszę wcześniej wstać.
Nie ukrywam że moim ulubionym daniem na śniadanie są wszelkiego rodzaju pasty - czy to kupne czy własnoręcznie robione - z kupnych moją ulubioną jest czeska pasta Svacinka Tataracek, ale że co za dużo to niezdrowo to czasem wymyślam coś pastowego na kanapkę własnej produkcji. Dziś jedna z nich:

Pasta z soczewicy i prażonego słonecznika

Składniki:
soczewica czerwona
prażony słonecznik
oliwa z oliwek
pieprz
sól
przyprawy (użyłam łyżeczkę garam masali)

Pasta ta powstała wskutek nieudanego pomysłu obiadowego - ugotowałam, bo miałam zrobić kotlety ale potem się rozmyśliłam i tak została mi szkl. ugotowanej czerwonej soczewicy, którą zużyłam na śniadanie - wyszła wspaniała pasta na 2 dni :) Myślę, że można dodać do niej pietruszki - dobrze by smakowało, ale że nie posiadałam takowej, to jej nie dodałam. Pastę tę można traktować jako bazę i dobrowolnie modyfikować. Poszczególne proporcje składników - u mnie na oko: tak mniej więcej szklanka soczewicy + pół szkl. słonecznika - uprażonego na patelni zostały zmiksowane blenderem, Jako że zmiksowana pasta była dość sucha dodałam 3 łyżki oliwy, wymieszałam dodałam odrobinę soli, świeżo mielonego pieprzu i masali. I pasta gotowa.

Oto efekt finalny: